Nie wiem jak Wy, ale ja pamiętam jak uczyłam się tabliczki na pamięć. Ile to kosztowało nerwów i stresu. Przyszedł ten moment gdy dziecię moje też musiało się nauczyć.
Niestety lekko nie jest, chociaż idziemy do przodu bo jednak więcej jest tych, które pamięta ;)
Początki były trudne ..niechęć dziecka do nauki tych obliczeń była duża i nie chodzi o to, że nie lubi matematyki tylko nauka na pamięć jakoś mu nie szła.
Co ciekawe, jeśli obliczenia miał robić na kartce to w 90% robił je dobrze.
Mieliśmy kilka podejść. Najpierw robiliśmy obliczenia na kartkach i to było ok..ale jak zaczęłam pytać to okazało się, że nie pamięta prawie nic.
Potem dziennie dawałam ok. 3 obliczeń.. nie sprawdziło się.
Podejście trzecie to powtarzanie mnożenia przez jedną liczbę i ruszaliśmy dalej dopiero jak to opanował.
I tak razy 2.. 3 ..4.. po kolei.
Obliczenia rozkładałam w widocznym miejscu, tak żeby były w zasięgu wzroku (np. przy biurku lub kartka przyklejona na ścianie).
Tabliczka mnożenia zawładnęła naszym życiem :P
Pamiętałam, że jak ja byłam dzieckiem to pomagały mi rymowanki. Znalazłam książkę, z obliczeniami zawartymi w wierszykach.
Obrazki, które przykuły uwagę i rymy na chwilę odwracały uwagę od powtarzania mnożenia. (chociaż robiliśmy to nadal ;) )
Jeden obrazek wydał się dość krwawy (ale chyba tylko dla mnie taki był bo dzieci się śmiały)
Wydawnictwo
Prószyński i S-ka
Walka z nauką mnożenia trwa nadal ale teraz jesteśmy bliżej końca i raczej tylko powtarzamy.
Pamiętacie jak Wy musieliście się zmierzyć z tym tematem?